Napromieniowani
 
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
 
  Pokaż wiadomości
Strony: 1 [2] 3 4 ... 12
21  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Gaja na piątym biegu : Listopad 03, 2009, 21:25:19
"Gaja na piątym biegu"

Na ścianie klasy IIc szkoły podstawowej w Nowosolnej pod Łodzią wiszą dłonie uczniów.
Dziewiętnaście par dłoni odrysowanych na kartonach. Na ostatnim kartonie nie ma dłoni, tylko dwie stópki. Dwie lewe.
Gaja Staroń ma osiem lat, niektórzy jej sąsiedzi uważają, że nie powinna żyć. I bez wahania mówią to jej matce.
- Zobaczysz. Ona będzie miała do ciebie żal, że ją urodziłaś.
Albo:
- Czyś ty zgłupiała! Takie dziecko wychowywać. Oddaj ją do zakonnic, a ty możesz mieć drugie.
Gaja musiała stoczyć walkę o życie, jeszcze zanim przyszła na świat. Lekarze uważali, że ciążę lepiej usunąć. Bo kości dziecka są nieprawidłowo wykształcone. Bo będzie niepełnosprawne fizyczne. Bo może nawet urodzić się roślina.
Mama płakała, bo nie potrafiła podjąć decyzji. Dlaczego to ona ma zdecydować, czy jej dziecko ma żyć.
Decyzję ułatwiła sama Gaja. Kiedy lekarze wracali do rozmowy o aborcji, kopała tak mocno, że kartki podskakiwały mamie na brzuchu. Mama patrzyła wtedy na lekarzy i widziała wampiry w białych fartuchach.
- Nie mogę tak od razu. Muszę się zastanowić - mówiła wampirom, wymykając się z pokoju.
I Gaja się urodziła.
W chwili porodu mama nic nie zauważyła. Cały świat przysłoniły jej pulchne poliki dziewczynki.
Tata zauważył, że dziewczynka nie ma jednej nóżki. Trudno. Najwyżej będzie jeździć na wózku. Poszerzy się drzwi do dziecinnego pokoju i będzie dobrze.
Wtedy do mamy Gai przyszedł profesor. Pogłaskał ją po głowie i powiedział: - Wiesz co, ona rączek też nie ma.
Najważniejsze, żeby z głową dziewczynki wszystko było w porządku. Po trzech miesiącach wyjaśniła to pani neurolog. Wybadała Gaję na wszystkie strony i powiedziała tak: - No, rozwój psychiczny dziecka niestety prawidłowy.
Ssak
Każdy maluch rozpoczyna poznawanie świata od własnego palca. Gdy w pobliżu nie ma mamy, na pocieszenie najlepiej possać kciuk. Wsuwanie kciuka do buzi to pierwsze zadanie każdej samotnej rączki.
Kto nie umie ssać, nie pociągnie mleka. Dlatego maluchy trenują ssanie na własnym kciuku jeszcze w łonie matki.
Gaja nie ssała kciuka na pocieszenie. W ogóle nigdy nie trenowała ssania, ani przed narodzinami, ani po.
- Dlatego nie wiadomo, czy będziesz mogła karmić piersią - powiedział mamie profesor. Bo może się okazać, że Gaja ssać nie umie.
    
Dopiero to zrobiło mamie przykrość. Jeszcze w ciąży wyobrażała sobie, jak będzie przytulać niemowlę do piersi.
Jednak Gaja poradziła sobie bez treningu. Już za pierwszym razem pewnie chwyciła sutek. Potem zawsze ssała mocno i długo. Dokładnie trzy lata, trzy miesiące i trzy dni.
Kiedy mama trzymała Gaję przy piersi, przychodzili do niej ludzie. Oglądali i załamywali ręce.
- Jak ty sobie poradzisz? Co to będzie, jak ona pójdzie do żłobka-przedszkola-szkoły? Gdzie będzie pracować? Kto się nią zaopiekuje na starość?
Mamę to denerwowało. Jej dziecko jest małe, leży obok niej i mama musi być spokojna. Musi być cała dla tego dziecka, a nie myśleć, co będzie za wiele lat.
Więc przepędziła tych ludzi.
Hefalumpy
Mama od początku założyła, że będzie się do Gai cały czas uśmiechać. Za wszystko ją chwaliła. Gaja machnęła swoją krótką łapką, mama już ją całowała. Przeszła metr na pupie, cudownie! Cokolwiek Gaja by zrobiła, była najlepsza na świecie.
Dlaczego jest inna?
Z tym jest jak z ptaszkami, jedne fruwają, inne nie. Jak mama znalazła w gazecie zdjęcie niepełnosprawnego zwierzątka, od razu Gai pokazywała. Żeby Gaja wiedziała, że nie spotkało jej nic, co nie dzieje się na świecie.
Pomagały w tym bajki Disneya. Tam zawsze jest bohater, który musi pokonać swoje słabości, żeby wygrać.
Simba z "Króla lwa" musiał uwierzyć, że drzemie w nim duch jego wielkiego ojca Mufasy, żeby wrócić do Lwiej Ziemi, zwyciężyć złego Skazę i całą armię hien, a potem zająć miejsce na tronie.
Maleństwo z "Kubusia Puchatka" bardzo bało się Hefalumpów, mimo to samo wybrało się w nocy na łowy i złapało jednego na lasso. Potem okazało się, że Hefalumpy wcale nie są takie straszne. Można się nawet z nimi zaprzyjaźnić.
Zachwycił ją widok Tarzana i Jane, jak patrzyli sobie w oczy i przykładali dłoń do dłoni.
- Też chciałabym mieć takie dłonie z palcami...
Mama Gai zamarła.
A Gaja wypaliła: - Ale nie mam!
I pokicała do swoich zabawek.
Krew
Kiedy Gaja poszła do przedszkola, zaczęła jej często lecieć krew z nosa.
    
- Dokuczają ci?
- Nie, mamusiu - odpowiadała Gaja i puszczała nosem kolejną strużkę.
Wreszcie zapytała.
- Mamo, dlaczego tak ze mną jest?
Co matka ma powiedzieć dziecku? Że Bóg tak chciał? Przecież nie wie, czy chciał. Nie będzie gadać za Pana Boga. A Gaja ciągnie: - Chciałabym być taka jak inne dzieci.
- Wiem, córeczko...
Nie powiedziała nic więcej, przytuliła ją tylko z całej siły.
Wymyśliła dla Gai bajkę o czarodzieju. Że była sobie mama, która bardzo chciała mieć córeczkę. No i okazało się, że córeczka mieszka w jej brzuszku. Ale pewnego dnia przyszedł zły czarodziej i powiedział:
- Oddaj mi swoje dziecko. Dam ci za nie dużo złota, kamieni szlachetnych, same bogactwa, tylko mi daj swoje dziecko
A mama na to:
- Nie mogą ci dać mojego dziecka, ono jest tylko moje. Idź sobie.
Czarodziej poszedł. Urodziła się śliczna dziewczynka. I czarodziej znowu przyszedł i mówi tak:
- Oddaj mi swoje dziecko, dam ci takie z obiema rączkami i z równymi nóżkami. I będzie wyglądało jak wszystkie inne dzieci. Tylko oddaj mi dziecko, które masz.
Ale mama powiedziała:
- Idź sobie stąd, ty wstrętny czarodzieju, bo cię poszczuję swoimi psami. Nie chcę innego dziecka, bo to jest moje i kocham je najbardziej na świecie.
Czarodziej uciekł i już nie wrócił.
A krew już nie leci Gai z nosa.
Słomka
- Masz, dziecko, lizaczka - powiedziała sklepowa, wyciągając rękę do Gai. Dziewczynka popatrzyła na nią i uśmiechnęła się.
- Ona nie ma rączek - wyjaśniła mama. - Ale weźmiemy lizaka do domu. Jak zdejmiemy kurteczkę, na pewno go zje.
Dzielna dziewczynka, pomyślała dyrektorka szkoły w Nowosolnej, patrząc na uśmiechniętą Gaję. Chciałabym, żeby się u mnie uczyła.
Umieszczenie Gai w tej szkole nie było takie proste. Najpierw trzeba było przyzwyczaić inne dzieci. Mama woziła Gaję na szkolne huśtawki jeszcze w przedszkolu. Na początku nie wszystko szło gładko.
- Eee! Zobaczcie! Ona nie ma rąk! - krzyknął jakiś łobuz.
- Ja nie mam rąk, a ty nie masz mózgu - odgryzła się Gaja.
Mama innego dziecka próbowała się wdzięczyć:
- O, jaka ładna kaleka. A co ty tutaj robisz w piaskownicy?
- Kłócę się ze słomką o moją colę - odpowiedziała Gaja i głośno zasiorbała.
Mamę aż korciło, żeby wytargać łobuza za ucho albo ofuknąć głupią kobietę. Nie robiła tego, bo chciała, żeby Gaja radziła sobie sama. Czasem tylko nie wytrzymywała. Wtedy Gaja wysyłała jej spojrzenie, które oznaczało: "Mamo, daj spokój, dam radę".
Bo Gaja wie, że jak mama wkroczy, z przyjaźni będą nici.
I jak chłopiec z piaskownicy zapytał: - Nie jest ci smutno, że nie masz rączek? - to wstrzymała mamę wzrokiem i odpowiedziała: - Czasami tak. Ale najważniejsze, jaka jestem w środku.
Po kilku miesiącach dzieci z podstawówki przestały zwracać uwagę na chorobę Gai.
We wrześniu Gaja zaczęła chodzić z nimi do szkoły.
Pierwszego dnia mama Gai się rozpłakała. Powstał problem z akademią - czy po dyplom pasowania na ucznia Gaja ma jechać na wózku, czy pójść na protezce? Bo na wózku będzie zależna od mamy, sama nim nie pokieruje. A protezka może być w tłumie dzieciaków niebezpieczna. Ktoś Gaję potrąci i Gaja się przewróci. A jeśli zrobi sobie przy tym krzywdę? Gaja sama zdecydowała: - Pójdę na pupie, jak zawsze!
Wszystkie dzieci szły na nogach, a ona swój dyplom na pupie wyskoczyła. Na oczach setki dzieciaków.
Dla mamy Gai to było zwycięstwo. Tyle razy jej powtarzała: masz, jak masz, inaczej nie będzie. Lustra w całym domu wieszała, żeby Gaja się widziała. Żeby była przyzwyczajona do tego, jak wygląda. Żeby siebie akceptowała. Żeby się nie wstydziła.
I Gaja się nie wstydzi. A potem poszła z dzieciakami do klasy. Sama.
Kaligrafia
- Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Na obraz Boży go stworzył. Stworzył mężczyznę i niewiastę - zaczęła katechetka na pierwszej lekcji religii i spojrzała na Gaję, która akurat przestała się uśmiechać. Trzeba to wyjaśnić. Ale jak siedmiolatce wyłożyć w pięć minut całą teologię?
Bóg stworzył człowieka doskonałym, ale później wdarło się zło. I to zło tworzy niedoskonałości. Nie można zakładać, że Bóg stworzył człowieka niedoskonałego. Że chciał, żeby ktoś cierpiał. Choć cierpienie i niedoskonałości człowieka uszlachetniają, jak naszego papieża, który był bardzo chory. Cierpienie i niedoskonałości są po to, żeby cię wyróżnić z tłumu.
Kolejna lekcja religii, dzieci otwierają podręcznik: "Żeby okazać miłość Jezusowi, chcemy być obecni w drugim człowieku. Możesz sprawić radość choremu. Możesz oddać ubrania, które są już za małe. Albo zaoszczędzić pieniądze na słodyczach i oddać na potrzeby ubogich".
    
I znowu zgrzyt. Bo jak można przyrównać człowieka do ubrań?
Kiedy w sali zapada krępująca cisza, Gaja rozładowuje ją swoim śmiechem. Nikt nie umie zachować powagi, kiedy Gaja się śmieje.
Zanim Gaja poszła do szkoły, jej przyszła wychowawczyni całe wakacje zastanawiała się, jak Gaja będzie pisać. Może nauczy ją pisać nóżką? Albo przyniesie laptop i Gaja będzie wciskać klawisze swoimi krótkimi łapkami?
Na pierwszej lekcji zobaczyła, jak Gaja pisze. I pomyślała, że to fenomen. Gaja przyciska długopis polikiem do ramienia i końcem obu łapek stawia szybko równe litery.
Teraz wychowawczyni zaczyna sprawdzanie prac z kaligrafii od odszukania podpisu. Inaczej nie umie odróżnić, którą pracę napisała Gaja.
Gaja potrafi pisać nóżką, ale nie chce. Bo jak się pisze nóżką, to nie można się przy tym przytulać do koleżanek.
Piąty bieg
Po miesiącach na szkolnych huśtawkach dzieci nie zwracały uwagi na chorobę Gai. Przecież wiele razy widziały jej krótkie łapki. Nie miały okazji zobaczyć nóżki, bo pod ubraniem jej nie widać. Gaja sama sobie z tym poradziła.
- Ej! Kto chce zobaczyć moją krótką nóżkę! - krzyknęła na pierwszym wuefie. Nie chciała czekać, aż sami będą ukradkiem oglądać. Dzieciaki się napatrzyły i był spokój.
W ogóle dzieci lubią Gaję. Biją się, kto ma pomóc wsiąść jej na wózek.
Gaja nie jest całkiem samodzielna. Pomaga jej pani Ela, opiekunka, którą mama poznała na przystanku.
Pani Ela chodzi z Gają do szkoły. Wyjmuje Gai zeszyt z plecaka, długopis z piórnika, kredkę z kieszonki. Pomaga wycinać, wchodzić na piętro, przebierać się przed wuefem. Ubezpiecza na korytarzu, dyskotece, w stołówce. Wyjmuje zeszyt z plecaka, długopis z piórnika, kredkę z kieszonki.
Tam gdzie jest Gaja, jest i pani Ela. Czy tak będzie zawsze? Mama Gai nie wie i nie chce się tym martwić, życie i tak ją zaskoczy. Przecież kilka lat temu nie myślała nawet, że Gaja pójdzie do zwykłej szkoły.
A w szkole jest teraz problem. Bo Gaja ma nowy wózek, którym za szybko jeździ. Wózek jest elektryczny i ma błyszczące reflektory, które można włączyć, jak jest ciemno na ulicy. Ma też pięć biegów, które kuszą, żeby je wrzucić. Ale umowa jest taka, że w szkole wolno jeździć tylko na jedynce. Rzadko udaje się Gai dotrzymać tej umowy. Zanim się obejrzy, sunie na piątce, zostawiając w tyle goniące ją nauczycielki i chmarę dzieciaków.
Przy tej prędkości trudno wyrobić na zakręcie. No i raz Gaja nie wyrobiła, wpadła na ścianę i urwała jeden reflektor. Potem musiała szukać pana Stasia i błagać go, żeby szybko go przymocował . Żeby mama się nie zorientowała, jak przyjdzie po Gaję do szkoły. Pan Stasiu spojrzał na Gaję z wyrzutem - jak tak będzie jeździć, w końcu coś sobie zrobi. Nie umiał gniewać się długo. Bo Gaja zapytała:
- A gdzie jest napisane, że niepełnosprawne dzieci powinny być grzeczne?
Łzy
Gaja zawsze wie, kogo prosić o pomoc. Pani ze świetlicy ma na to swoją teorię: Gaja ma szósty zmysł, raz spojrzy na człowieka i wie, czy jest dobry, czy jest zły.
Gaja spojrzała raz na pana Stasia i wiedziała, że zawsze może go prosić o pomoc. Pan Stasiu jest szkolnym konserwatorem. 50 lat na karku, 13 w szkolnictwie. Dla Gai to nie jest właściwie pan Stasiu, tylko Stasiu. Pozwala jej mówić sobie po imieniu. W końcu to on umyślił dla Gai specjalne krzesło, bo ze zwykłego jej pupa uciekała. To on puszcza windę, gdy Gaja ma lekcje na górze. I to on w Dniu Nauczyciela dostał od niej laurkę z kwiatkiem, którą do dziś w kantorku trzyma.
Tuż obok klasy IIc z 19 parami dłoni i dwukrotnie odrysowaną stopą Gai jest pokój pani Ali, woźnej. Gaja zagląda tu prawie na każdej przerwie. O czym rozmawiają? Może o tym, że chłopak z czwartej klasy znowu pacnął Gaję w głowę i jest jej smutno, bo nie może mu oddać? Albo o tym, że jakiś nowy uczeń zapytał Gaję, dlaczego nie ma rączek i jednej nóżki, i Gaja znów musiała powiedzieć, że najważniejsze, jaka jest w środku?    
A może w ogóle nie rozmawiają? Nie dowiemy się tego od pani Ali. Bo gdy tylko ktoś pyta ją o Gaję, natychmiast płacze.
Chciałem zapytać Gaję, o czym rozmawia z panią Alą. Ale najpierw musiałem wymyślić, jak rozmawiać z Gają. Wywiad to nie najlepsza metoda na rozmowę z ośmiolatką. Wymyśliłem, że nagramy na mój dyktafon płytę, płytę dla mamy. Gaja i jej dwie koleżanki - w trójkę zawsze raźniej - usiadły ze mną w małej sali. I nagraliśmy piękną płytę. Piękną, choć nie ma na niej większości pytań, które chciałem zadać. Zabrakło mi odwagi.
Zacząłem z rezonem.
- Gaja, kim chcesz być?
- Psychologiem. Mówiłabym ludziom, których spotkało coś złego, żeby się nie smucili. Bo nie ma po co. I tak się rozwiąże.
Potem na płycie są piosenki.
Ulubiona piosenka Gai to "Wszyscy chcą kochać". Nie trzeba jej prosić, sama śpiewa:
"Wszyscy chcą kochać,
choć nie przyznają się.
Tak pięknie jak w kinie,
jak we śnie.
Wszyscy chcą kochać
do utraty tchu,
zmysły postradać bezpowrotnie...
Choćby raz,
jeden jedyny raz".

Więcej już o nic nie pytałem.
*Gaja nienawidzi chodzić na protezie, ale kiedyś będzie musiała ją polubić. Bo tylko z nią może być choć trochę samodzielna. Dziewczynka co dwa lata wyrasta z protezy, która jest tak droga, że mamy Gai na nią nie stać. Prosi więc o pomoc.
Fundacja Gai Staroń
94 1050 1461 1000 0022 9055 6816.
22  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Trudni Sąsiedzi : Październik 29, 2009, 18:50:29
Państwo Karasiowie przygarnęli dzieci tak chore, że nikt inny nie chciał się nimi zająć. Choć pomagają im znajomi i władze samorządowe, zdesperowana rodzina chce wynieść się ze wsi. Wszystko przez sąsiadów, którzy dokuczają im utrudniając życie i opiekę nad ciężko chorymi córkami.

Dzieci cierpią z podu sąsiedzkiego konfliktu W domu państwa Karasiów znalazły schronienie dzieci, dla których pierwsze lata dzieciństwa były koszmarem na granicy przeżycia. Sześcioosobowa rodzina z podradomskiej wsi Jastrzębia to wyjątek, nawet wśród rodzin zastępczych. Karasiowie przygarnęli dziewczynki tak chore, że nikt inny nie chciał się nimi zająć. Natalia, najmłodsza z dziewczynek, ma wodogłowie, wodonercze, rozszczep kręgosłupa, porusza się na wózku. Od pasa w dół nie ma czucia, wymaga cewnikowania co trzy godziny.

- Natalka w naszej rodzinie to ewenement. Jest sprawna psychicznie, ale niesprawna fizycznie – mówi Jolanta Karaś, przybrana matka dziewczynki.
Pomóż Natalii
Natalka od kilku lat jest podopieczną Fundacji  TVN Nie jesteś sam. Jeśli chcesz pomóc dziewczynce lub innym podopiecznym wyślij sms o treści POMAGAM na numer 7126. Koszt sms-a to 1 zł plus VAT.

Kilku z sąsiadów notorycznie zaczepia państwa Karasiów podkreślając, że przygarnięte dziewczynki nie są ich biologicznymi córkami. Kruszą swoimi samochodami chodnik, po którym mała Natalka może wydostać się z przystosowanej dla niej windy. Mały chodnik prowadzący do postawionej sporym kosztem windy dla Natalki stał się symbolem sąsiedzkiego konfliktu.

- Możemy poradzić sobie ze wszystkim: z chorobami, pielęgnacją, z nauką. Natomiast z sąsiadami nie – dodaje pani Karaś.

Dla grupki sąsiadów okazał się ulubionym miejscem parkowania samochodów. Bezradne są nawet miejscowe władze. Przewodniczący rady gminy Cezary Pietruszewski liczy jeszcze na opamiętanie się sąsiadów.
Trudni Sąsiedzi (Kliknij, aby zobaczyć film)    
   
23  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Jak potrafi uderzyć zakonnica!!?? : Październik 29, 2009, 18:44:09
ja widzialam ten reportaz w uwadze i ta zakonnica naprawde ta dziewczynke szmotala za wlosy okropny widok a czemu winne jest tak ciezko chore dziecko Zły
24  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Afirmacja życia według Paulo Coelho na podstawie : Październik 20, 2009, 20:50:46
"Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu... Umiera się nie dlatego, aby przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej" - i w ten właśnie sposób Weronika, główna bohaterka powieści postanowiła odmienić swoje nudne, pełne rutyny życie. Zmusza to nas do zastanowienia nad naszymi żywotami, bo przecież ilu ludzi na świecie, męczy się codziennie z zabójczą dla ich pasji monotonnością, zwykłą nudą, która stopniowo wkradała się w życie, aby w końcu dopiąć swego i zawładnąć nami całkowicie.
Spoglądam na okładkę książki popularnego ostatnio brazylijskiego pisarza Paulo Coelho pt. "Weronika postanawia umrzeć" i zaczynam zastanawiam się nad sensem życia, nad naszymi celami. Refleksje wymusiła na mnie powieść, właśnie ta, którą mam przed sobą, powieść pełna skomplikowanej odwiecznej prawdy o życiu, a jednocześnie przekazanej w niesamowicie lekki sposób, tak, że czytając nie czuje się w ogóle ogromu przyswajanych mądrości. Krótkie, ukradkiem rzucone spojrzenie na okładkę, przypomina mi treść książki; zresztą właśnie ona również pełni ważną rolę dla czytelnika, a mianowicie, stara się pokazać przed samym przeczytaniem powieści piękno zawartej treści. Wyziera się z niej obraz smutnego, ciemnego muru z odbijającym się na nim cieniem drzewa, suchego i rachitycznego, pozbawionego liści na gałęziach, co wywołuje wrażenie smutku, jednak w murze znajduje się jeszcze okno i właśnie to okno, zza którego wystaje też drzewo, jednak jakże odmienione, pełne niesamowicie soczystej zieleni i delikatnego różu, który kojarzy się z młodymi kwiatami wiśni wiosną, kiedy życie powoli budzi się po zimowym odrętwieniu do życia. Okno to ukazuje piękno duszy człowieka, tę część, która często pozostaje w ukryciu, z powodu jej odmienności. Ludzie boją się ukazać swoje prawdziwe "ja" ze strachu przed brakiem zrozumienia i akceptacji otoczenia. Książka pozwala nam dostrzec nasze prawdziwe oblicze, a przynajmniej zmusza nas do poszukiwań wewnątrz siebie. Jest to powieść o tym, jak należy żyć...
Coelho zasłynął jako pisarz w 1992 roku swoją niezwykle lekko napisaną powieścią pt. "Alchemik", a była to powieść inna niż wszystkie właściwe swojemu gatunkowi. Łączyła ona w sobie elementy baśniowe, alegoryczne z przekazywanymi na każdym kroku mądrościami życiowymi. Do tej pory liczni krytycy próbują odkryć powód jej niebagatelnego wręcz sukcesu: została ona sprzedana w wielu milionach egzemplarzy na całym świecie, przetłumaczona na wiele języków i wydana w 46 krajach, w wielu z nich stała się obowiązkową lekturą szkolną, a w Polsce cieszy się od dwóch lat niesłabnącym zainteresowaniem. Styl Coelho jest bardzo charakterystyczny, zresztą pisarz sam o sobie mówi, że nie tworzy "literatury", a pisze "książki". Trafia on do bardzo szerokiej rzeszy czytelników, ponieważ o rzeczach trudnym pisze w sposób prosty, językiem, który powinien trafić do każdego, niezależnie od wieku, czy struktury społecznej.

Po uprzednim przeczytaniu "Alchemika", który niewątpliwie wywarł na mnie ogromny wpływ, postanowiłam przeczytać "Weronikę". Muszę przyznać, że obawiałam się smutnej tematyki książki, zresztą może na to wskazywać tytuł, jednak nie zawiodłam się w żadnym momencie. Książka ta (jak zresztą "Alchemik" również) nie jest książką dla ludzi, którzy pojmują świat w "sposób tradycyjny", bowiem wymaga ona pewnej fantazji, wyobraźni i umiejętności łamania ścisłych wytycznych. Książka ta może zmienić stosunek wielu ludzi do życia, zmusić do zmiany postępowania...

Warto przyjrzeć się samej sylwetce pisarza. Otóż Coelho ma za sobą bardzo bujne życie, o tym człowieku można powiedzieć, że przeszedł część swojego życia bardzo aktywnie i w zasadzie spróbował już wszystkiego po trochu. Urodził się w roku 1947 w Rio de Janeiro, studiował prawo, które jednak niebawem porzucił, aby poświęcić się wędrówce. Zanim został pisarzem, pisał scenariusze, był także dyrektorem teatru, kompozytorem oraz dziennikarzem. Jak dowiadujemy się z powieści sam Coelho przebywał w szpitalach psychiatrycznych, "a zdarzyło się to nie jeden, ale aż trzy razy - w 1965, 1966 i 1967 roku". Jak określone jest dalej, powód, dlaczego zamykany był on w tych placówkach jest nadal niejasny, a mógł być spowodowany jego popadaniem z jednej skrajności w drugą, od nieśmiałości do ekstrawertyzmu, bądź tez chęć bycia artystą, co uchodziło za objaw szaleństwa w jego rodzinie. Jak więc widać życie artysty zgotowało m przeróżne niespodzianki i nie można powiedzieć, aby nie był on świadomym tego, co opisywał w swoich powieściach. A wręcz odwrotnie, wszystko jest przekazywane aż nad wyraz świadomie czytelnikowi i pewnie jest to jeden z sekretów popularności jego książek.

"Weronika postanawia umrzeć" ma konstrukcję typową dla Coelho. W powieści da się wyczuć pewną specyficzną atmosferę bliżej niesprecyzowanego mistycyzmu, który wprowadza czytelnika w odpowiedni nastrój. Pisarz działa po trochę poprzez zaskoczenie czytelnika, po przecież czego można się spodziewać po scenie samobójstwa, zawartej zresztą w pierwszym rozdziale? Weronika, dwudziestoczteroletnia bibliotekarka, która mieszka kątem u sióstr zakonnych, postanawia rozstać się z nudzącym ją życiem. Nie robi to jednak w sposób typowy, przynajmniej jak dla mnie, pozbywa się całego zbędnego patosu i po prostu próbuje odebrać sobie życie. Czytając to, nie czujemy żadnego przejęcia spowodowanego chęcią śmierci, jest to opisane tak naturalnie, jakby był to opis zwykłego codziennego czytania gazety, bądź też spożywania obiadu. I o ile możnaby zarzucić pisarzowi zbytnią chłodność, brak pewnej uczuciowości, to jednak takie działanie ma na swój sposób cel, ważny cel, a mianowicie ukazanie początkowego braku afirmacji życia głównej bohaterki. Wydaje mi się, że ogromnym kłamstwem byłoby nazywanie Coelho bezuczuciowym , ponieważ w dalszej części książki dowiadujemy się o niezwykłym pięknie ludzkiego życie, pełnego właśnie ogromnej uczuciowości.

Pisarz jak zwykle zaskakuje swoich wiernych czytelników (choć nie tylko) swoimi błyskotliwymi rozwiązaniami. W książce spotykamy doktora Igora, który pragnie zdobyć sławę, badając przyczyny obłędu i próbując go leczyć. Otóż w pewnym momencie autor pisze, że za wszystko odpowiedzialna jest Gorycz, zwana również Vitriolem, której nadmiar powoduje nierównowagę chemiczną w organizmie, a w wyniku tego pojawiają się wielorakie schorzenia psychiczne. Owa "tajemnicza, bardzo droga trucizna" zawdzięcza swą nazwę kwasu siarkowemu, który każdy kierowca wozi codziennie w akumulatorze swojego samochodu, zupełnie nie zdając sobie sprawy z jej innego zastosowania, które przedstawił nam Coelho. Nie wiem, czy jest to świadomy zabieg ze strony autora, który ujawniałby jednocześnie poczucie humoru, bądź też zwykły zbieg okoliczności. Jedno jest pewne, a mianowicie fakt, że pomysłów pisarz ma wiele i wygląda na to, że jeszcze niejeden raz zaskoczy świat...
Można śmiało stwierdzić, że książka świetnie nadaje się do celów terapeutycznych, dla ludzi, którzy stracili sens swojego życia, którzy przestali zauważać jego piękno i różnorodność. Ludzie w codziennej walce o swój byt, w "wyścigu szczurów" o pieniądze i władzę zatracili pewne wartości, pogubili swoje marzenia i cele w życiu. Często potrzeba, aby ktoś inny wskazał nam je, nakierunkował na właściwy tor. To właśnie czyni pisarz, pokazując czytelnikom poprzez działania Weroniki, młodej kobiety, która świadomie wyzbyła się złudzeń i wybrała dobrowolnie swoją drogę.
Akcja powieści dzieje się na Słowenii, w Ljubljanie i w większości na terenie szpitala dla umysłowo chorych Villete. Wyjątek stanowią rozdziały opisujące m.in. próbę samobójczą Weroniki i historię życia schizofrenika Edwarda przed przyjazdem do Villete. Ciekawy i dość nietypowy jest fakt, że dwukrotnie na łamach powieści spotykamy się z sylwetką pisarza Paulo Coelho i to w roli siebie samego. Po raz pierwszy jest to zupełnie bezpośrednio ukazane, a w drugim przypadku autor ukazuje nam swoje alter ego i jest ono ukryte pod postacią Edwarda. Pisarz ukazał swoją młodość, bunt przeciw ograniczeniom, brak zrozumienia i konsekwencje z tego wynikające. Jest to więc w pewnym stopniu próba rozgryzienia samego siebie, właśnie poprzez książkę i może być ona swoistą formą autoterapii.

Życie Weroniki jest nudne; osiągnęła już w zasadzie wszystko co chciała i w związku z tym, nie ma czemu dalej się poświęcić. Jednak czegoś jej ciągle w życiu brakowało i prawdopodobnie nie pojęłaby tego nigdy, gdyby nie wiszące nad głową widmo zbliżającej się śmierci. "Powinnam chyba być bardziej szalona. Ale tak to bywa z większością ludzi, że odkrywają to zbyt późno". Ludzie boją się żyć "pełną parą", boją się o swój wizerunek, reputację, dlatego często nie pozwalają swojemu prawdziwemu obliczu wyjrzeć na światło dzienne. Potrzeba akceptacji i bycia zrozumianym jest taka silna, że wielu woli wyzbyć się marzeń, niż stanąć na swoistym marginesie odmieńców. Taka właśnie była Weronika. "Ale człowiek taki już jest (...) Zastępuje strachem większość część swoich emocji" - i to właśnie było powodem wewnętrznego cierpienia zarówno Weroniki, jak i poznanej w szpitalu Mari, opętanej nerwicą lękową, syndromem paniki.

Każdy bohater, każda najmniejsza nawet rzecz ma u Coelho swoje znaczenie, wszystko jest ważne, współgra ze sobą i nic nie jest przypadkowe, a jedynie powód umiejscowienia akcji w Słowenii jest dla mnie ciągle zagadką i pewnie sam tylko autor wie i zna swoje powody. Aby ukazać nam afirmację życia, autor zapoznaje nas kolejno z następnymi postaciami, każda ma swoją wyznaczoną rolę. Tak więc Weronika poznaje na swojej drodze Zedkę Mendel, nękaną przez ciągłe depresje, które leczone są metodami pozostawiającymi wiele do życzenia (szok insulinowy, który powoduje u Zedki podróże ciała astralnego), dalej Mari - pełną chęci poświęcenia się dla innych, błyskotliwą panią adwokat, oraz w końcu młodego schizofrenika Edwarda - syna znanego i bogatego ambasadora Jugosławii, który skazał syna na przebywanie w Villete jedynie za to, że ten okazał dużo większą wrażliwość duszy. Wszyscy ci ludzie uznani zostali przez środowisko za wariatów i tworzą swój własny, hermetyczny świat. Jednak Coelho ukazuje nam przewrotność określenia wariat, szaleniec. Zedka stwierdza: "wariatem jest ten, kto żyje w swoim własnym świecie, jak schizofrenicy, psychopaci czy maniacy. Albo inaczej: ten, kto jest inny niż reszta ludzi", "Szaleństwo to niemożność przekazania swoich uczuć". Bardziej obrazowo przedstawione jest to na przykładzie opowieści, w której zły czarodziej zatruwa wodę w studniach miejskich substancją, która powoduje, że ten, kto się jej napije, staje się szalony. Tak więc wszyscy ludzie napili się zatrutej wody i stali się szalonymi. Jedynie rodzina króla nie pozostała pod wpływem wody, ponieważ czarodziejowi nie udało się zatruć studni królewskiej. Ludzie zaczęli zachowywać się jak szaleńcy, więc władca wydał szereg dekretów, które miały na celu przywrócenie porządku, jednak lud uznał je za szalone i postanowił zmienić króla. Wtedy ten postanowił wspólnie z rodziną napić się wody, która sprawiła szaleństwo ludzi. Po jej wypiciu król stał się znowu "normalny", bo był taki, jak inni, więc lud pozwolił mu rządzić dalej, skoro zaczął znowu mówić do rzeczy. Właśnie ta krótka przypowiastka obrazuje wieloznaczność pojęcia "szaleństwo". Wszystko zależy od otoczenia, to ono wywiera siłę, wpływ na nas, na ogólnie wyznaczane i uznawane reguły.

Poprzez pokazanie wielu schorzeń bohaterka ma szansę uświadomienia sobie, tego co się jej wymknęło w życiu i ma możliwość odwrotu od obłędu, którym jest właśnie trwanie w stagnacji, pewnym letargu naszego prawdziwego "ja". Albowiem prawdziwe "ja" jest tym, kim jesteś, a nie tym, kogo z ciebie uczyniono - tak twierdzi w powieści mistrz sufi.

Książka jest też w pewnym stopniu zwróceniem się w stronę kobiet i świadomego odczuwania swojej seksualności, kobiecości. Bardzo zapadł mi w pamięć monolog Mari, która stwierdza, że mogłaby oskarżyć Boga (nie utożsamia go z Bogiem jako takim, może być Allach, bądź Jahwe) o to, że w złym, nieoznakowanym miejscu posadził Drzewo Zła i Dobra i, że to właśnie przez to Ewa padła ofiarą węża. Tak więc mogłoby to być jedynie "uchybienie administracyjne" bądź "nakłonienie do przestępstwa", jednak bez tego grzechu świat byłby nudny i wszystko szłoby wedle tego samego rozkładu. Jak więc ważna jest w naszym życiu różnorodność, jak groźnym jest dla nas wrogiem nuda i rutyna. Każdy powinien czasem działać wbrew ogólnie przyjętym zasadom, zgodnie z wolą serca, a nie rozumu, który trzyma w ryzach naszego niespokojnego ducha. Racjonalizm jest niezbędny, jednak na wszystko jest odpowiedni czas i dawka.

Życie może być piękne, trzeba podążać zgodnie ze sobą, jednak nie tracąc przy tym do końca poczucia zdrowego rozsądku. Szaleństwo polega na umiejętności nie dania się sklasyfikowania i szczelnego zamknięcia w pewne ramy. Książka po mistrzowsku ukazuje nam w łatwy do przyswojenia sposób właśnie to, co cenne, ulotne. Coelho kolejny raz zasłużył na tytuł nauczyciela, jakiegoś Guru, a może po prostu przewodnika. Albowiem natura ludzka jest bardzo złożona i czasem mamy prawo błądzić.

Bądźmy więc Weroniką, która po nieudanej próbie samobójczej zyskuje nowy sposób patrzenia na świat, zaczyna doceniać podstawowe, miotające nami na co dzień uczucia, którymi jakże często pogardzamy. Ludzie w obliczu śmierci dopiero zaczynają zdawać sobie sprawę z cudu życia i tego, że trzeba z niego umiejętnie korzystać. Tak jak to robiła nasza bohaterka, podawana testom przez chciwego sławy doktora Igora, który oszukał ją, trzymając w przeświadczeniu o rychłej śmierci, po to, aby odkryć sposób leczenia obłędu i powodu jego powstawania. To w Weronice wywołało chęć walki o życie i mimo, że nie wiedziała do końca o całym spisku, postanowiła przeżyć swoje rzekomo ostatnie minuty w szczęściu, u boku Edwarda, poza murami "posępnego azylu psychiatrycznego". Jednak następnego dnia obudziła się znowu...

Jak pokazał nam po raz kolejny Coelho życie jest cudem, niesamowitym przeżyciem, które należy cenić i szanować. Mam nadzieje, że po tej wspaniałej lekturze wielu ludzi otrząśnie się z odrętwienia i zacznie powoli wprowadzać zmiany w swoim życiu. Ja sama zdobyłam swoistą pewność, chęć wcielenia odrobiny szaleństwa w moją nudną egzystencję. Od tej pory już na pewno nie zagubię swojego prawdziwego "ja".
"Bo wszyscy w taki czy inny sposób jesteśmy szaleni", dlatego korzystajmy z tego, ile możemy i przeżyjmy dany nam czas tak, aby potem niczego nie żałować...

25  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / powstal nowy portal Napromieniowani : Październik 16, 2009, 21:07:41
Witamy

mamy zaszczyt poinformować państwa że dnia  16 października został założony nowy portal www.napromieniowani.pl
  zachęcamy was abyście się tam logowali.
26  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: PODZIEKOWANIA, DLA www.pznwabrzezno.ovh.org : Październik 10, 2009, 15:38:38
Uśmiech dolaczam sie do podziekowan
27  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: ZAZ-y to bardzo dochodowy biznes robiony na niepełnosprawnych : Październik 08, 2009, 21:22:48
to absurdalne
28  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: http://wiadomosci.onet.pl/2056990,11,zwabil_na_czacie_zgwalcil_na_pierwszej_rand : Październik 08, 2009, 20:14:46
to paranoja Zły
29  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Na wózkach inwalidzkich wyłudzali miliony : Październik 04, 2009, 17:41:19
niestety brak slow Zły co to w tej naszej Polsce sie dzieje Smutny ale oni uwazaja ze na kim zarobia jak nie na Osobach Niepelnosprawnych to absurdalne:(
30  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Muzyczne fascynacje ducha : Październik 03, 2009, 10:57:46
nie zbyt lubie jazzowa muze
31  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Dziś na Antybudyneku ukazała się dziale Aktualności bardzo ważna notka. : Październik 02, 2009, 21:03:21
Dziś na Antybudyneku ukazała się dziale Aktualności bardzo ważna notka.

Organizatorzy wprowadzili dziś wprowadziliśmy nową możliwość przesyłania zdjęć na stronę antybudynek.pl za pomocą modułu blip. Polega ona na tym, iż z dowolnego miejsca w Polsce można wykonać zdjęcie telefonem komórkowym i przesłać je do naszej redakcji za pomocą MMS-a. Tak jak w przypadku kiedy robimy zdjęcie aparatem fotograficznym prosimy o dołączenie do niego krótkiego opisu. Zdjęcia bez takowego opisu nie będą publikowane.
Organizatorzy wprowadzając tę opcję wychodzą naprzeciw głosom, iż nie wszyscy niepełnosprawni posiadają tradycyjny aparat fotograficzny. Zwiększy to też szybkość dostarczenia nowych zdjęć.

MMS-y z krótkim opisem należy przesyłać na nr telefonu 508912577.

KOSZT MMS-A WG STAWEK POSZCZEGÓLNYCH OPERATORÓW. Wkrótce planowane są kolejne ułatwienia dla Was.
32  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Z TVP info wyrzucili "INTEGRACJĘ" : Październik 02, 2009, 20:41:05
to dobrze wrozy dla nas
33  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Prośba do użytkowników forum : Wrzesień 30, 2009, 20:59:41
PRZYLACZAM SIE DO TEJ PROZBY
34  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: PODZIEKOWANIA I PROŚBA O WSPÓŁPRACE : Wrzesień 30, 2009, 20:51:41
no wlasnie gruszka ma racje
35  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: PODZIEKOWANIA I PROŚBA O POMOC : Wrzesień 29, 2009, 19:57:23
super opis o nas
36  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Skutery/wózki elektryczne-sprzęt rehabilitacyjny : Wrzesień 28, 2009, 21:35:18
warto by miec kontakt ze sklepami rehablitacyjnymi
37  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Poznajmy i przedstawmy się : Wrzesień 28, 2009, 21:28:00
witamy
38  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: Do wiadomości użytkowników... : Wrzesień 28, 2009, 21:26:09
ja jestem za bo to nie zly pomysl
39  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: PODZIEKOWANIA, DLA www.pznwabrzezno.ovh.org : Wrzesień 28, 2009, 20:53:31
popieram
40  Słowa na dobry początek.. / REGULAMIN / Odp: PODZIĘKOWANIA DLA RADIO http://www.radiocrazy-hits.pl/ : Wrzesień 28, 2009, 20:45:42
to mile ze wasze radio zechcialo by z nami wspolpracowac
Strony: 1 [2] 3 4 ... 12
Strona wygenerowana w 0.187 sekund z 19 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

bornfost watahafernflower devils cheeeemia watahalobo